
To jest pewien przełom. Mówi to oficjalny kandydat Republikanów, a nie żaden mniejszościowy polityk stanowiący tło. Trzeba przyznać, że Donald Trump ma przerośnięte ego, ale z drugiej strony są powody, by wątpić w coraz bardziej stronniczy aparat państwowy USA, czy media.
FBI chroniło Clintonową przed poważnymi zarzutami w sprawie wysyłania niejawnych informacji na prywatną skrzynkę mailową.Kandydatka Demokratów popełniła przestępstwo z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa. Powinna być zdyskwalifikowana na starcie. Tymczasem może zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych. Wielkie pieniądze korporacji zainteresowanych liberalnym ładem, podejrzane fundusze najmożniejszych tego świata, wraz z wpływami politycznymi sięgającymi każdego szczebla administracji, a nawet kontrwywiadu FBI zdziałały cuda i widzimy Clinton jako "zdrową" i "krystalicznie czystą" kandydatkę.
Donald Trump może zatem obawiać się o uczciwość elekcji. Przecież nie tak dawno w innym demokratycznym państwie - Austrii, sfałszowano wyniki wyborów uniemożliwiając zwycięstwo kandydatowi prawicy. Przyznał to tamtejszy sąd najwyższy unieważniając wybory i nakazując powtórzenie procedury. Podobnie jak w Stanach Zjednoczonych austriackie siły liberalno-lewicowe trzymają w garści administrację i media.
Ataków prasy, telewizji, dziennikarzy na Donalda Trumpa nie trzeba nawet zbytnio komentować. Po pierwsze mamy tu stronniczość tak wielką, jakiej nie było nigdy w historii amerykańskich wyborów. Po drugie Donald Trump niepotrzebnie jeszcze dolewał oliwy do ognia, rzucając kontrowersyjnymi wypowiedziami. Poza tym świętoszkiem nie był nigdy. A sam jego życiorys i barwna przeszłość stały się celem nagonki.
Zastanawiam się nad najbliższą przyszłością Stanów Zjednoczonych i ich systemu politycznego. Czy coraz większa polaryzacja polityczna Amerykanów nie doprowadzi państwa do kryzysu na miarę 1861 roku i osiągnięcia niebezpiecznej krawędzi? Podupadła biała klasa średnia i biali spauperyzowani robotnicy, którzy dotychczas kształtowali Amerykę, mogą się razem z Trumpem zbuntować. Dotyczy to zwłaszcza starego Południa i Środkowo Zachodnich stanów.Nie tak dawno wbrew woli mieszkańców, narzucono tam homo małżeństwa i zakazano konfederackich flag, rzekomo propagujących rasizm. A na domiar złego liberałowie pokroju Hillary Clinton coraz śmielej czynią zakusy na podstawowe amerykańskie wolności: swobodnego wyznawania religii i posiadania broni.
Czy tradycyjni Amerykanie oparci literalnie na Biblii zaczną akceptować tzw. mniejszości seksualne i inne modele rodziny, bo nakaże im to prawo? Wątpię. Raczej dojdzie do wrzenia. Sygnał może dać Trump a może kolejny antysystemowiec.