
Od razu należy wysunąć konkluzję, że W. Putin chce przetestować nowego prezydenta USA i zdolności NATO, po amerykańskich wyborach.
To będzie prowokacja i sprawdzian dla nowej administracji Donalda Trumpa; na ile jest spójna wewnętrznie w prowadzeniu polityki zagranicznej w Europie Wschodniej. Albowiem w szeregach ekipy nowego prezydenta USA znaleźli się zarówno orędownicy Kremla tacy, jak odpowiadający za politykę zagraniczną sekretarz stanu: Rex Tillerson, mający podejrzane kontakty z rosyjską wierchuszką polityczną, jak również pojawili się zdecydowani oponenci Kremla, np. odpowiedzialny za obronę USA szef pentagonu James Mattis – gorący orędownik NATO i zwolennik trzymania Moskwy na dystans.
Jestem ciekaw tego, jak na tle wielkich ofensywnych manewrów Zapad 2017 zachowa sie nowa administracja USA. Mam wrażenie, ze Donald Trump dobierał sobie zespół niczym Paweł Kukiz do swojej partii; zbyt dużo sprzeczności. Natomiast potrzebny byłby wyważony, spokojny i czytelny przekaz poparcia dla NATO i roli sojuszu, jako podstawowego filaru bezpieczeństwa zarówno w krajach bałtyckich jak i w Polsce. Najgorsze okazałyby się wzajemnie sprzeczne komunikaty, które udowodniłyby, że Donald Trump nie sprawdza się jako prezydent w polityce zagranicznej.
Wielkie manewry Rosji na Białorusi oznaczają także wywieranie większej presji na naszego wschodniego sąsiada. Ostatnio bowiem Łukaszenko coraz bardziej uśmiecha się do Polski i Zachodu. Ponadto słusznie stawia na Chiny i żywi nadzieję na rozwinięcie Nowego Jedwabnego Szlaku. Jednakże czy zdąży?
Być może wielkie manewry Zapad 2017 będą dobrą okazją dla Rosji do „korekty” sytuacji politycznej na Białorusi. Może okazać się, że w październiku już nie będzie Łukaszenki w Mińsku. Rosja nie życzy sobie bowiem na swoich zachodnich rubieżach krnąbrnego dyktatora. Potrzebny jej bardziej pewny i usłużny człowiek. Trzeba tutaj nadmienić, że ponad połowa kadry dowódczej wojsk białoruskich jest: albo zinfiltrowana przez GRU albo zwyczajnie bardziej wierna rosyjskim kolegom, wyższym oficerom z czasów ZSRR, aniżeli młodemu białoruskiemu państwu. Ostatnie skandale szpiegowskie na Białorusi pokazały, że Łukaszenko może liczyć na niewiele osób z najbliższego wąskiego kręgu.
Wojny nie powinno być, ale prowokacja wobec państw bałtyckich może mieć miejsce. Poza tym niewykluczone, że Białoruś będzie jeszcze bardziej zależna od Rosji zaś jej dyktator, który ostatnio próbował wybić Mińsk na większa niezależność - niestety dla Polski i Białorusi - może przegrać z kretesem.
Powinniśmy byli mocniej wspierać dyktaturę Łukaszenki w imię naszego interesu bezpieczeństwa. Tylko czy teraz nie jest już za późno? Poprzednia ekipa Tuska nie zrozumiała sygnałów Mińska, że próbował zrównoważyć wpływy Zachodu i Wschodu. Niestety dla liberałów bogiem jest demokracja, a religią prawa człowieka. Ważniejsza dla ekipy PO była więc ta śmieszna, nic nie znacząca białoruska, demokratyczna opozycja. A teraz nasz wschodni sąsiad będzie już tylko poligonem dla rosyjskiego żelastwa.