Wydawało się, że od tamtego momentu Ryszard Petru musiał trzymać rękę na pulsie, bo przełom grudnia i stycznia nadal stanowił gorący polityczny okres dla Nowoczesnej blokującej mównicę sejmową. Tymczasem Rysiu zrobił sobie przerwę na mały wypadzik z koleżanką partyjną na ciepłe plaże Madery. Co tam idealizm, trzeba sobie zrobić break. Dlaczego akurat teraz? Jak stwierdziła rzecznik Nowoczesnej: „pojechali w ważnych sprawach partyjnych”… aha.
Druga ikona opozycji zwana Kijowskim, była oskarżana przez prawicę o niejasne powiązania i finansowanie z podejrzanych źródeł. Wypominano mu nawet protekcję Sorosa. Oczywiście szef założyciel KOD i guru wielu mediów III RP odcinał się od każdego zarzutu powołując się na faktury, szczytne idee, woluntaryzm. Oskarżenia prawicy zbijał jednym słowem: „prowokacja”.
Oczywiście jego miłośnicy też odczuli trochę wątpliwości. Wielki nieustraszony bohater, który w niedalekiej przyszłości miał być - w czarnych scenariuszach snutych w redakcji na Czerskiej - pałowany kijami bejsbolowymi, maczugami, zastraszany, więziony, a nawet torturowany, najlepiej w asyście samego Antoniego Macierewicza, żyje sobie na luzie, spokojnie, na wysokim standardzie. Jest to o tyle podejrzane, ponieważ Kijowski zalega z alimentami i sam nie generuje środków do życia. Skąd ma pieniądze? Tłumaczy się, że utrzymuje go rodzina.
Polacy z grubsza kupili ten kit. Aż tu nagle wychodzi prawdziwy „kwiatek”: 91 000 złotych ze zbiórek od babć KOD-u trafiło do firm Kijowskiego i jego żony. Zarzucano kiedyś Rydzykowi, że zmanipulował babcine miłośniczki Radia Maryja i poprzywłaszczał sobie pieniądze. Mateusz Kijowski być może uznał że to dobry pomysł i też zechciał podobnie. Położył łapkę na dziewięćdziesięciu jeden "patykach".
Myślał, że postąpił sprytnie, ale jednak zrobił to niezdarnie i mamy taki smród, że nawet dziennikarze mocno zaangażowani w KOD, jak Jacek Żakowski, już nie pomogą. Według Żakowskiego KOD miał być niczym Hamas…(pomijając skrajną głupotę tego porównania), wygląda bardziej na to, że Kijowski jest jak przywódca sekty i biznesmen zarazem.
Dobrze że hipokryzja tych politycznych błaznów wychodzi na światło dzienne, gdyż dzięki temu nie będziemy mieli Majdanu w Polsce. Nikt z tzw. klasy pracującej i młodzieży nie pójdzie ani za opozycjonistą Petru który sobie wsiada do odrzutowca jak do taksówki i hop na Maderę, ani za Kijowskim, który okazał się w najlepszym wypadku cwaniaczkiem, w najgorszym krętaczem żerującym na naiwnych członkach i sympatykach stowarzyszenia.
A na koniec - jak w dobrym angielskim skeczu humoru absurdalnego – wyskoczy kilkadziesiąt tysięcy „ochotników” demonstrantów ze związków zawodowych NSZZ Solidarność i przykryje czapkami wszystkich miłośników błaznów. „Spontanicznego” „ochotniczego” marszu związkowców babcie z KOD-u nie przebiją. Wszak nie tylko bogaty KOD może protestować. A tymczasem Michnik się martwi, bo jego Majdan się oddala.